niedziela, 31 lipca 2016

Jacek Kurski


Klasyfikacja: Szkodnik lawirujący, pasikonik polityczny o zmiennej pozycji systematycznej.

Opis: Bezkręgowiec medialny, nałogowo uzależniony od rozgłosu, zatrzymany w stadium rozwojowym enfant terrible. Nie potrafi przeżyć z dala od kamer.

Foto: Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Pochodzenie i ewolucja: Życie Jacka Kurskiego układało się fajnie i normalnie aż do wczesnych lat 90. XX wieku. Był błyskotliwym dziennikarzem, młodym „pistoletem”, drapieżnym i z pazurkami. Każdy z kimś tam sympatyzuje, a tak się złożyło, że Jacek Kurski sympatyzował z prawicą, nie lubił zaś liberałów, lewicy i „postkomuny” – ale to przecież nic złego. Ukąsiła go jednak polityka partyjna, co dla publicysty z temperamentem i parciem na szkło stanowi szatańską pokusę. Film „Nocna zmiana” (1994), współrealizowany przez Kurskiego na podstawie książki jego współautorstwa „Lewy czerwcowy” (1993) zawierał już znak rozpoznawczy twórcy: charakterystyczną dawkę agitpropu i twórczego manipulowania rzeczywistością.

W tym czasie Jacek Kurski jak Odyseusz tułał się od jednej wyspy do drugiej w archipelagu partii prawicowych, tu i ówdzie najmując się jako spec od kampanii wyborczych, ale nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca. Nie dostawszy się do Sejmu z listy Porozumienia Centrum, wylądował w Ruchu Odbudowy Polski Jana Olszewskiego. Nie dostawszy się w kolejnych wyborach z listy ROP, przystał z kolei do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Kolejna próba zahaczenia się w Sejmie znów zawiodła, bo koalicja, w skład której wszedł ZChN, rozbiła się o rafę progu wyborczego. Na domiar złego Jacek Kurski wyleciał z ZChN-u za samowolne kombinacje przy układaniu listy kandydatów w swoim okręgu. A był już rok 2001.

Kto inny uznałby, że do trzech razy sztuka i że lepiej być po prostu solidnym dziennikarzem (jak choćby starszy brat Jacka, Jarosław) niż niespełnionym politykiem. Kto inny – może tak, ale nie Jacek Kurski. Wstąpił więc z kolei do PiS-u, aby jednak wkrótce z niego odejść i znaleźć się w Lidze Polskich Rodzin. Dwa lata później pokłócił się z LPR-em i powrócił na łono PiS-u. W roku 2005, po dwunastu latach odysei, karta się odwróciła: PiS wygrał wybory, zdobywając 155 mandatów, a jeden z nich przypadł Jackowi Kurskiemu. Jego talent brutalnego propagandzisty, dla którego skrupuły nie są problemem, znalazł zastosowanie w kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego. Kosztowało to Kurskiego krótkotrwałe wykluczenie z PiS-u za chwyt poniżej pasa z legendarnym „dziadkiem z Wehrmachtu” Donalda Tuska, ale takie drobiazgi Jacek Kurski wlicza sobie w koszty. Przykrość drobna, a mit o skuteczności – podbudowany.

Tym razem Kurski surfował na wzbierającej fali razem ze zwycięskim obozem braci Kaczyńskich. Powstała IV RP, surrealistyczne państwo, w którym prezydent był naturalnym klonem szefa partii (a następnie premiera). Jacek Kurski sam mianował siebie „bulterierem” obu braci. Miał nim być wiernie i dozgonnie. W chwilach uniesienia czasem się wygaduje takie głupstwa.

Choć pierwszy projekt IV RP runął w 2007, Kurski utrzymał mandat w przyśpieszonych wyborach, a w 2009 znalazł się w Parlamencie Europejskim. Jako eurodeputowany, z dala od krajowych mediów, przygasł i zmarniał. W tym okresie słychać było o nim raczej z powodu wyskoków pozapolitycznych i perturbacji osobistych (którymi nie będziemy się zajmować). W 2011 w wyniku spisków pałacowych wewnątrz PiS-u został usunięty z partii i niebawem przyłączył się do swoich towarzyszy niedoli ze Zbigniewem Ziobrą na czele, tworząc Solidarną Polskę. Rachunki, ile partii obskoczył Jacek Kurski ruchem pasikonika, pozostawiamy Czytelnikom jako ćwiczenie domowe. W każdym razie wydawało się, że mosty zostały spalone. Fala opadała. W eurowyborach 2014 Kurskiemu się nie powiodło. Zrezygnowawszy z funkcji, jakie pełnił w Solidarnej Polsce, ogłosił, że udaje się na urlop polityczny. W chwilach przygnębienia czasem się wygaduje takie głupstwa.

Urlop zaczął się w czerwcu, a skończył w lipcu tego samego roku. Ni stąd, ni zowąd, Jacek Kurski pojawił się na konwencji PiS-u, nie jako bulterier, lecz raczej w roli Lassie, owczarka szkockiego. Za tę nielojalność wobec Zbigniewa Ziobry został ostatecznie wyrzucony z Solidarnej Polski, ale można przypuszczać, że mołojecka fantazja wiecznego enfant terrible rozbawiła prezesa Kaczyńskiego. Pogodził się on zapewne z faktem, że Jacek Kurski nie wchodzi w trwałe związki – działa na własny rachunek i zaspokaja własne ambicje. Wszystko mu jedno, byle był wokół niego szum. I często zapomina, że pycha zapowiada ruinę, albowiem kiedy bogowie chcą kogoś zgubić, na początek odbierają mu samokrytycyzm.

Wielomiesięczne przymilanie się byłego bulteriera, a obecnego „konsultanta” do przywództwa PiS-u odniosło skutek. Niedawne podziały straciły na znaczeniu, gdyż Solidarna Polska tak czy owak weszła w koalicję z PiS-em. W wyborach 2015 Jacek Kurski nie kandydował, formalnie pozostał bezpartyjny, ale dostał na pociechę wspaniałą zabawkę, coś akurat w jego guście: po dwóch miesiącach spędzonych w poczekalni (jako podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury) 8 stycznia 2016 objął prezesurę zarządu Telewizji Polskiej S.A., nazywanej odtąd przez lud TVPiS-em. Tej nazwy będziemy się trzymać, oddaje ona bowiem trafnie charakter nowego medium „narodowego”. 

Obecna szkodliwość: Aby ją ocenić, wystarczy włączyć na chwilę któryś z głównych kanałów telewizji publicznej. Niemal wszyscy odpowiedzialni za programy publicystyczne i informacyjne odeszli lub zostali zwolnieni, a tych, którzy pozostali, czekają następne etapy redukcji, w tym zwolnienia grupowe. Ale nic to: absolwenci Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu też gdzieś muszą pracować ku chwale ojczyzny i ojca Rydzyka. Cytując rzecznika klubu parlamentarnego PiS, Beatę Mazurek (która również doczeka się hasła w naszym „Atlasie”), narracja medialna, z którą nie zgadza się obóz PiS, przestała istnieć. Powiemy więcej: przestał istnieć standard telewizji publicznej. „Rzetelna informacja” stała się eufemistycznym synonimem propagandy partyjnej.

Kiedy ulicami centrum Warszawy przechodzi wielotysięczny marsz KOD-u, newsem dnia jest prezes Kaczyński wygłaszający monotonne kazania do internautów. Kiedy prezydent Obama mówi coś niewygodnego dla PiS-u podczas szczytu NATO, cenzuruje się Obamę (a nuż „ciemny lud to kupi”, a zagranica nie zauważy). Gdyby prezenterów wiadomości przebrać w wojskowe mundury, niezapomniany redaktor Tumanowicz popłakałby się z nostalgii za stanem wojennym: złudzenie byłoby pełne. Z lat PRL-u pochodzi też anachroniczna wiara, że kto ma media państwowe, ten ma prawdziwą władzę ­– tak jakby we współczesnym świecie brakowało alternatywnych źródeł informacji.

TVPiS 1 i TVPiS Dezinfo straciły wielu widzów, za co naburmuszony prezes Kurski wini nie swoją politykę, tylko dane telemetryczne Nielsena (firmy, która rozwinęła metody badania oglądalności w czasie, gdy powstawała telewizja). Rozumiemy, że kiedy Jacek Kurski przeziębi się i dostanie gorączki, winien będzie termometr, a kiedy przekroczy dozwoloną prędkość, policyjny radar zostanie ukarany mandatem.

Cytaty:
  • Z tym Wehrmachtem to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi. [nieoficjalnie przed nagraniem w studiu w czasie kampanii prezydenckiej w październiku 2005, potwierdzone przez kilku świadków]
  • [Ziobro] dzisiaj przeżywa dramat, bo delfin okazał się leszczem, jeśli nie leszczykiem, który pozbawiony jest wizji, pomysłu, wyposażony w charyzmę trzęsącej się galarety. [reakcja na wyrzucenie z Solidarnej Polski]
  • Szanowni Państwo, w wielu krajach aplauz wyraża się poprzez gwizdy, dlatego witam również cudzoziemców w Opolu. [reakcja na wygwizdanie przez publiczność festiwalu opolskiego 6 czerwca 2016] 

Indeks

Aktualizacja nadzwyczajna (2 sierpnia 2016): Jak donosi prasa, Rada Mediów Narodowych odwołała Jacka Kurskiego ze stanowiska prezesa TVPiS. Stało się to zaledwie dwa dni po opublikowaniu powyższego hasła. Redakcja „Atlasu” niebawem wyda w tej sprawie specjalny komunikat.

Aktualizacja nadzwyczajna aktualizacji nadzwyczajnej (nadal 2 sierpnia 2016): RMN zebrała się ponownie, zmieniając własną decyzję: Jacek Kurski pozostanie prezesem do października, a może i dłużej (jeśli wygra konkurs na zajmowane obecnie stanowisko). W tej sytuacji wstrzymamy się z komunikatem specjalnym, natomiast będziemy czujnie śledzić dalsze lawirowanie Jacka Kurskiego i rejestrować wyrządzane przezeń szkody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz