poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Jan Szyszko

Klasyfikacja: Ssak z rzędu naczelników, obecnie na szczeblu ministerialnym.

Opis: Odznacza się instynktem łowieckim, który ma wyssany z mlekiem matki. Żywemu raczej nie przepuści. Preferuje siedliska zbliżone do ośrodków władzy. Chętnie wchodzi w stosunki symbiotyczne z rydzykiem obłudniczkiem.

Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Pochodzenie i ewolucja: Wyewoluował w środowisku naukowym, następnie jednak skolonizował obszary bardzo od niego odległe.

Zacznijmy od tego, że powiemy o Janie Szyszce coś miłego. Jest on uznanym i docenianym badaczem chrząszczy z rodziny biegaczowatych (Carabidae). Proszę się nie śmiać, bo nie ma z czego. Chrząszcze stanowią największy rząd największej gromady świata zwierząt – czyli owadów. Co czwarty opisany gatunek istot żywych to chrząszcz. Jedną z największych rodzin chrząszczy, liczącą ponad 40 tysięcy gatunków, stanowią biegaczowate – jest więc co badać. Istnieje cały dział entomologii – karabidologia – zajmujący się wyłącznie biegaczowatymi. Jan Szyszko jest zatem wybitnym karabidologiem, a także kolekcjonerem. Oprócz imponującej kolekcji owadów, w której biegaczowate zajmują honorowe miejsce, posiadał również cenną kolekcję poroża (z którą wiążą się pewne kłopoty), ale to już rezultat jego działalności pozanaukowej.

Ponieważ większość gatunków zwierząt to chrząszcze, można by było zaryzykować twierdzenie, że żyjemy na planecie chrząszczy. Nie zgodziłyby się z tym zapewne bakterie (których jest znacznie więcej, ale kto by je pytał o zdanie?) oraz Jan Szyszko, który uważa, że planeta Ziemia należy w pierwszym rzędzie do ludzi, a zwłaszcza do ludzi takich jak Jan Szyszko, traktujących całą biosferę jak swój ogródek, w którym to oni ustalają zasady. Częściowo bierze się to stąd, że Jan Szyszko, wychowanek Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, jest profesorem nauk leśnych, nie biologii, a zatem ma skłonność do traktowania przyrody przede wszystkim jako zasobu gospodarczego. Drzewa są po to, żeby robić z nich meble; jelenie są po to, żebyśmy mieli comber jeleni po prowansalsku i poroże na ścianę. Oczywiście zasobem należy gospodarować rozsądnie, bo inaczej nie będzie z czego robić combru. To gospodarskie podejście wzmocniło się nadzwyczajnie wskutek bliskich związków Jana Szyszki ze środowiskiem skupionym wokół toruńskiego arcyszkodnika, ojca Tadeusza Rydzyka.

Nie wiemy, jaki jest stosunek Jana Szyszki do kwestii pochodzenia i ewolucji życia na Ziemi, choć dziwne by było, gdyby wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej ojca Rydzyka nie był w jakimś sensie kreacjonistą. W każdym razie jego stosunek do środowiska naturalnego jest stuprocentowo kreacjonistyczny. Ziemia jest ogrodem, w którym Bóg umieścił ludzi jako ogrodników, a naczelnym ogrodnikiem Polski ustanawia od czasu do czasu Jana Szyszkę. Jak mówi Leon Chlabicz ze Stowarzyszenia „SANTA” w Hajnówce (organizacji gorąco popieranej przez Jana Szyszkę): „Dęby i jesiony zaczęły umierać, bo utraciły cel życia, gdyż Stwórca stworzył je, żeby je wycinać.” A wycinka to coś, co minister Szyszko lubi najbardziej. Oddajmy mu głos:
Są różne organizacje ekologiczne, które uważają że największym złem jest wycinanie drzew i zabijanie drzewa. To jest wina naszego pokolenia, że tak myślą. Nasze pokolenie powinno się podjąć reedukacji tak myślących i nauczania o zrównoważonym rozwoju. Bo przecież gdyby nie było człowieka, to by nie było Krakowa, a rosłaby w tym miejscu puszcza – taka jak ta Puszcza Białowieska. I gdzie by się wtedy podział bocian, który żyje blisko ludzkich siedzib?

Pomyślmy chwilę: boćki praktycznie nieodróżnialne od dzisiejszego bociana białego żyły sobie już okresie mioceńskim, kilkanaście milionów lat przed pojawieniem się gatunku ludzkiego i zbudowaniem Krakowa. Jakoś dawały sobie radę bez pomocy ludzi. To prawda, że w średniowiecznej Europie gospodarka rolna przypadkiem stworzyła warunki przyjazne dla bocianów, co skłoniło je do budowania sobie gniazd w okolicy gospodarstw ludzkich, ale prawdą jest też, że późniejszy rozwój rolnictwa był z kolei dla bocianów niekorzystny. W większości krajów Europy (z paroma wyjątkami, jak Polska lub Hiszpania) bocian, jeśli nie wymarł zupełnie, to stał się ptakiem rzadkim i zagrożonym. A przecież akurat w tych krajach szczególnie wzrosła liczba siedzib ludzkich, natomiast skurczyły się puszcze. Gdyby Jan Szyszko mógł pełnić funkcję ministra środowiska jeszcze przez dwadzieścia lat, gdzie by się podział bocian? Prawdopodobnie ostatnie okazy, wypchane, służyłyby ludzkości, stojąc w muzeum.

Jan Szyszko był już wcześniej ministrem środowiska dwukrotnie. Po raz pierwszy – w koalicyjnym rządzie Jerzego Buzka (1997-1999). Zrobił wtedy dużo dobrego. Objął całkowitą ochroną wilki, wprowadził moratorium na wycinkę starych drzew w Puszczy Białowieskiej, nagradzał zasłużonych obrońców przyrody. Żeby jednak nie było za słodko, podkreślmy, że pewna skłonność do szkodnictwa ujawniła się jeszcze przed tą pierwszą posadą rządową. Już wówczas Jan Szyszko za psi pieniądz stał się właścicielem ogromnych posiadłości. Jak donosi prasa:
Minister ma w Tucznie nieopodal Piły 170 ha ziemi, dom i prywatną stację badawczą. Grunty nabył w połowie lat 90., gdy był dyrektorem Krajowego Zarządu Parków Narodowych i wiceszefem PC. Zapłacił 100 zł za hektar. Urzędnicy Agencji Nieruchomości Rolnych w Wałczu dziwili się na łamach prasy: – To niemożliwe, żeby ktoś normalnie kupił ziemię tak tanio nawet kilkanaście lat temu.

W polityce jednak nic nie jest niemożliwe. Dodajmy, że nabyte przez siebie grunty Jan Szyszko osobiście wyłączył z obszaru ochronnego Natura 2000, aby zapewnić sobie swobodę gospodarowania, nie przejmując się faktem, że jest posiadaczem terenu, na którym gromadzą się żurawie.

Jeśli jednak porównamy pierwsze urzędowanie ministra Szyszki z działalnością w rządzie zdominowanym przez jego rodzimą partię, Prawo i Sprawiedliwość (2005-2007), można śmiało rzec, że sympatyczny dr Jekyll zniknął. Jego miejsce zajął pan Hyde. Ojciec Rydzyk, którego poparcie tradycyjnie pomaga prominentom PiS-u wygrywać wybory, natychmiast otrzymał upragnioną działkę w okolicy Portu Drzewnego pod kampus swojej uczelni. Dzięki wstawiennictwu ministra szkoła Rydzyka uzyskała dofinansowanie z Funduszu Ochrony Środowiska na nowy kierunek studiów podyplomowych: polityka ochrony środowiska – kompensacja przyrodnicza. Głównym wykładowcą na tym kierunku został nie kto inny, jak prof. dr hab. Jan Szyszko.

Przyrodzie wiodło się gorzej. Wznowienie projektu przeprowadzenia obwodnicy Augustowa przez chronione obszary Doliny Rospudy doprowadziło do rozpętania wojny ministra z biologami, organizacjami ekologicznymi, rzecznikiem praw obywatelskich i wreszcie Komisją Europejską. Wojny tej minister nie wygrał, a kolejny rząd zmienił w końcu przebieg obwodnicy. Z Unią Europejską minister Szyszko zadarł także – i również przegrał – forsując pomysł przywrócenia wiosennych polowań na słonki (biedni myśliwi mogą je szpikować śrutem tylko od września do grudnia). Jan Szyszko nie zapomina jednak takich upokorzeń tak, jak zapomina umieszczać swoje dobra ziemskie w zeznaniach finansowych, do których zobowiązany jest jako urzędnik publiczny.

W roku 2005 senator Henryk Stokłosa, który również łowiectwo wyssał z mlekiem matki, poskarżył się Ministerstwu Środowiska na żubra, który wchodził mu w szkodę. Minister Szyszko wolał pozwolić na odstrzał zdrowego, okazałego byka, niż wypłacić Stokłosie odszkodowanie. Oczywiście senator musiał zapłacić za wydanie pozwolenia: kosztowało go to aż 76 zł (plus znaczek skarbowy za 5 zł). Jakoś jednak wyszedł na swoje: zdobył trofeum myśliwskie, które stało się ozdobą jego kolekcji, a z mięsa żubra narobił sobie kiełbasy. Po coś w końcu Stwórca stworzył żubry.

Tak to brać łowiecka pomaga sobie wzajem. „Darz bór, panie ministrze!” – „Darz bór, panie senatorze!”

Gdy Jan Szyszko nie był już ministrem, ale dzięki łasce Boga i za wstawiennictwem ojca Rydzyka pozostał posłem, wyszło na jaw jego zainteresowanie pseudonaukowymi teoriami spiskowymi. Oto interpelacja poselska nr 16893 do prezesa Rady Ministrów w sprawie „chemitrails”:
Szanowny Panie Premierze! W ostatnich miesiącach byłem wielokrotnie informowany i pytany przez zaniepokojonych ludzi o przyczyny i skutki częstego stosowania, jak określają, oprysków z samolotów metodą chemitrails. Niektórzy kojarzą to z wojskowymi projektami badawczymi w atmosferze, wyrażając zaniepokojenie o swoje zdrowie. Muszę przyznać również, że wiele sprzecznych informacji pojawia się w Internecie.
W zaistniałej sytuacji uprzejmie proszę o udzielenie odpowiedzi na następujące pytania:

1. Co to jest chemitrails?

2. Od kiedy chemitrails jest obserwowane w Polsce?

3. Czy chemitrails jest celowo wywoływane na terenie Polski, a o ile tak, to w jakim celu i jaki to może mieć wpływ na zdrowie człowieka i stan środowiska przyrodniczego?

Z poważaniem

Poseł Jan Szyszko

Warszawa, dnia 2 kwietnia 2013 r.

Można by było pomyśleć, że kto jak kto, ale profesor tytularny potrafi na własną rękę dowiedzieć się, czym są znane każdemu dziecku smugi kondensacyjne pozostawiane przez odrzutowce i nie musi w tym celu zawracać głowy premierowi. Miło nam jednak donieść, że poseł Szyszko uzyskał wyczerpującą odpowiedź.

Z taką kartoteką Jan Szyszko powinien był otrzymać dożywotni zakaz zbliżania się do Ministerstwa Środowiska. Pozostał jednak członkiem PiS-u, serdecznym przyjacielem ojca Rydzyka, jednym ze starych, oddanych towarzyszy Jarosława Kaczyńskiego i „swoim człowiekiem” niektórych stowarzyszeń leśników i myśliwych. To, czy będzie mógł nadal dewastować środowisko naturalne Polski, zależało tylko od tego, czy PiS wróci do władzy. Jego udział w rządzie Beaty Szydło był z góry przesądzony – nawet jeśli Beata Szydło o tym nie wiedziała.

Obecna szkodliwość: Jak Czytelnicy z pewnością zauważyli, Jan Szyszko szkodzi demokracji raczej pośrednio, jako apodyktyczny minister wyznający szalone poglądy i siłą wcielający je w życie na złość wszystkim, wbrew opinii ekspertów, a także wbrew zobowiązaniom międzynarodowym Polski – innymi słowy, z pominięciem lub pogwałceniem procedur normalnie stosowanych w państwach demokratycznych. Bezpośrednie ofiary jego działalności to przyroda i reputacja Polski. Oto kilka przykładów:
Rys.: Ryszard Dąbrowski

Odzyskawszy stanowisko ministra, Jan Szyszko natychmiast przystąpił do wywierania pomsty za swoje dawne porażki na polskiej przyrodzie i jej obrońcach. Zaledwie objął urząd, zwolnił dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego, który sprzeciwiał się planowanym przez ministra wycinkom w Puszczy Białowieskiej. Wkrótce odwołał większość składu Państwowej Rady Ochrony Przyrody, powołując na jej nowych członków swoich ludzi, w większości przedstawicieli instytucji leśnych i pracowników SGGW (alma mater ministra); ogłosił przy tym, że traktuje Radę jako „ciało doradcze dla ministra” (wbrew prawu i dotychczasowej praktyce). Zapowiedział doniesienie do prokuratury na organizacje ekologiczne za rzekomą degradację Doliny Rospudy wskutek utrącenia genialnych projektów inżynieryjnych, które promował w latach 2005-2007.

Projekt nowej ustawy o prawie łowieckim, forsowany przez część posłów PiS (oczywiście z Janem Szyszką na czele) z poparciem „ponadpartyjnego lobby łowieckiego”, wycofano w maju 2016 jedynie dlatego, że Jarosław Kaczyński nie lubi polowań. Projekt zakładał m.in. dostęp myśliwych do broni krótkiej, zmniejszenie minimalnej odległości od zabudowań podczas polowania i dopuszczenie dzieci do udziału w łowach.

Sprawa zwiększenia wycinek w Puszczy Białowieskiej, rzekomo zagrożonej przez gradację kornika drukarza, zapewne przez długi czas pozostanie problemem zapalnym, angażującym naukowców, obrońców przyrody, instytucje unijne i opinię międzynarodową, podobnie jak batalia o Dolinę Rospudy. Zapewne walka będzie bardziej zacięta, bo stawka jest wyższa. Minister z radością przyjąłby usunięcie Puszczy z listy światowego dziedzictwa UNESCO, bo jego zdaniem umieszczenie jej na liście było błędem, utrudniającym opiekę nad Puszczą z pomocą pił i siekier. Zagrożenia powodowanego przez kornika nie potwierdzają kompetentni naukowcy, ale jak stwierdził w interpelacji poseł PiS-u Jarosław Zieliński: „Problem ten ma także swój aktualny wymiar ekonomiczny. Przynosi roczne straty z powodu zaniechań w pozyskiwaniu i sprzedaży drewna, które znajduje się we wstępnej fazie inwazji kornika w wysokości 500-700 mln złotych rocznie.”

Orientacja ministra Szyszki w kwestiach naukowych odległych od gospodarki leśnej i karabidologii (ale ważnych dla środowiska) jest ograniczona. Pan minister jest znanym negacjonistą antropogennego globalnego ocieplenia i przeciwnikiem ograniczania emisji CO₂. Jego zdaniem, im wyższa emisja, tym lepiej dla przyrody. A ze wszystkich dwutlenków węgla na świecie najlepszy i najzdrowszy jest ten nasz, polski, narodowy, z polskiego węgla.

Aktualizacja (15 marca 2017): Ustawa liberalizująca przepisy o wycince drzew, złożona dla niepoznaki (i dla przyśpieszenia prac legislacyjnych) jako projekt poselski i uchwalona chybcikiem przez podekscytowanych posłów PiS w warunkach operetkowo-cyrkowych w Sali Kolumnowej Sejmu 16 grudnia, a następnie błyskawicznie podpisana przez notariusza Andrzeja Dudę, okazała się zachętą do masowego wyrębu na prywatnych posesjach. Nowelizacja, którą zapowiadał sam prezes Kaczyński, rzekomo poirytowany skalą masakry, odwleka się, tymczasem piły i siekiery pracują niezmordowanie. Szacuje się, że ofiarą ustawy słusznie określanej jako lex Szyszko padło dotąd półtora miliona drzew. Jan Szyszko dowiódł po raz kolejny (niepotrzebnie, bo już to wiemy), że potrafi wyrządzać w środowisku szkody stokroć gorsze niż wszystkie gradacje korników razem wzięte.

Przyszłość pokaże, czy za tą rzezią drzew stoją tylko głupota i fanatyzm, czy może bardziej konkretna zachęta ze strony lobby deweloperów. W każdym razie pomimo srogich min prezesa nasz minister środowiska odstrzału i wycinki pozostaje niewzruszony i nietykalny, co można śmiało przypisać orędownictwu Naświętszej Panienki i jej namiestnika na tym łez padole, ojca Rydzyka. Ten ostatni sam zalicza się do szkodników naprawdę wyjątkowych i nasz Atlas będzie musiał się nim zająć pewnego dnia.

Cytaty:
  • Nie ulega wątpliwości, że zmiany klimatu są, były i będą i odbywały się również bez gospodarczej działalności człowieka. W ostatnim czasie obserwujemy wzrost temperatury i wzrost koncentracji dwutlenku węgla w powietrzu, ale nie wiadomo czy ocieplenie jest powiązane z emisją dwutlenku węgla. [wypowiedź dla portalu stefczyk.info, 2013]
  • Dwutlenek węgla emitowany w Polsce jest gazem życia dla żywych zespołów przyrodniczych, by stawały się coraz lepsze. [wypowiedź po zakończeniu szczytu klimatycznego w Paryżu, uznana za bzdurę klimatyczną roku 2015]
  • Dziękuję za te zielone mundury, które tutaj siedzą. To polskie leśnictwo, które ma sto lat historii w gospodarce leśnej. Rąbaliśmy te lasy, wycinaliśmy, a mamy ich coraz więcej. Mamy tę swoją polską szkolę ekologii i leśnictwa, która polega także na wycinaniu lasu, gospodarowaniu nim. Nagłośniona sprawa Doliny Rospudy to było nieporozumienie, światowa opinia została wprowadzona w błąd. Przez to, że został zmieniony przebieg autostrady w tamtej okolicy, te tereny są nieużytkowane i niektóre gatunki znikają. Podobnie zaczęło się dziać z Białowieżą. [do pielgrzymów na Światowe Dni Młodzieży, 2016]
  • Dlaczego stosuje się genetycznie modyfikowane nasiona jako pasze w produkcji zwierzęcej? Nie robi się tego dlatego, że są tańsze, bo tak nie jest, ale dlatego, że dają lepszy przyrost masy ciała. (...) To jest powód, dlaczego stosuje się GMO. Skoro jedzenie żywności modyfikowanej genetycznie wpływa na szybsze zwiększenie biomasy drobiu czy trzody chlewnej, to można sobie wyobrazić, że tak samo wpływa to na człowieka. Co to oznacza? Otyłość. W Polsce możemy powoli mówić o pladze otyłości. [wywiad dla Naszego Dziennika, 2015]

niedziela, 31 lipca 2016

Jacek Kurski


Klasyfikacja: Szkodnik lawirujący, pasikonik polityczny o zmiennej pozycji systematycznej.

Opis: Bezkręgowiec medialny, nałogowo uzależniony od rozgłosu, zatrzymany w stadium rozwojowym enfant terrible. Nie potrafi przeżyć z dala od kamer.

Foto: Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

Pochodzenie i ewolucja: Życie Jacka Kurskiego układało się fajnie i normalnie aż do wczesnych lat 90. XX wieku. Był błyskotliwym dziennikarzem, młodym „pistoletem”, drapieżnym i z pazurkami. Każdy z kimś tam sympatyzuje, a tak się złożyło, że Jacek Kurski sympatyzował z prawicą, nie lubił zaś liberałów, lewicy i „postkomuny” – ale to przecież nic złego. Ukąsiła go jednak polityka partyjna, co dla publicysty z temperamentem i parciem na szkło stanowi szatańską pokusę. Film „Nocna zmiana” (1994), współrealizowany przez Kurskiego na podstawie książki jego współautorstwa „Lewy czerwcowy” (1993) zawierał już znak rozpoznawczy twórcy: charakterystyczną dawkę agitpropu i twórczego manipulowania rzeczywistością.

W tym czasie Jacek Kurski jak Odyseusz tułał się od jednej wyspy do drugiej w archipelagu partii prawicowych, tu i ówdzie najmując się jako spec od kampanii wyborczych, ale nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca. Nie dostawszy się do Sejmu z listy Porozumienia Centrum, wylądował w Ruchu Odbudowy Polski Jana Olszewskiego. Nie dostawszy się w kolejnych wyborach z listy ROP, przystał z kolei do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Kolejna próba zahaczenia się w Sejmie znów zawiodła, bo koalicja, w skład której wszedł ZChN, rozbiła się o rafę progu wyborczego. Na domiar złego Jacek Kurski wyleciał z ZChN-u za samowolne kombinacje przy układaniu listy kandydatów w swoim okręgu. A był już rok 2001.

Kto inny uznałby, że do trzech razy sztuka i że lepiej być po prostu solidnym dziennikarzem (jak choćby starszy brat Jacka, Jarosław) niż niespełnionym politykiem. Kto inny – może tak, ale nie Jacek Kurski. Wstąpił więc z kolei do PiS-u, aby jednak wkrótce z niego odejść i znaleźć się w Lidze Polskich Rodzin. Dwa lata później pokłócił się z LPR-em i powrócił na łono PiS-u. W roku 2005, po dwunastu latach odysei, karta się odwróciła: PiS wygrał wybory, zdobywając 155 mandatów, a jeden z nich przypadł Jackowi Kurskiemu. Jego talent brutalnego propagandzisty, dla którego skrupuły nie są problemem, znalazł zastosowanie w kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego. Kosztowało to Kurskiego krótkotrwałe wykluczenie z PiS-u za chwyt poniżej pasa z legendarnym „dziadkiem z Wehrmachtu” Donalda Tuska, ale takie drobiazgi Jacek Kurski wlicza sobie w koszty. Przykrość drobna, a mit o skuteczności – podbudowany.

Tym razem Kurski surfował na wzbierającej fali razem ze zwycięskim obozem braci Kaczyńskich. Powstała IV RP, surrealistyczne państwo, w którym prezydent był naturalnym klonem szefa partii (a następnie premiera). Jacek Kurski sam mianował siebie „bulterierem” obu braci. Miał nim być wiernie i dozgonnie. W chwilach uniesienia czasem się wygaduje takie głupstwa.

Choć pierwszy projekt IV RP runął w 2007, Kurski utrzymał mandat w przyśpieszonych wyborach, a w 2009 znalazł się w Parlamencie Europejskim. Jako eurodeputowany, z dala od krajowych mediów, przygasł i zmarniał. W tym okresie słychać było o nim raczej z powodu wyskoków pozapolitycznych i perturbacji osobistych (którymi nie będziemy się zajmować). W 2011 w wyniku spisków pałacowych wewnątrz PiS-u został usunięty z partii i niebawem przyłączył się do swoich towarzyszy niedoli ze Zbigniewem Ziobrą na czele, tworząc Solidarną Polskę. Rachunki, ile partii obskoczył Jacek Kurski ruchem pasikonika, pozostawiamy Czytelnikom jako ćwiczenie domowe. W każdym razie wydawało się, że mosty zostały spalone. Fala opadała. W eurowyborach 2014 Kurskiemu się nie powiodło. Zrezygnowawszy z funkcji, jakie pełnił w Solidarnej Polsce, ogłosił, że udaje się na urlop polityczny. W chwilach przygnębienia czasem się wygaduje takie głupstwa.

Urlop zaczął się w czerwcu, a skończył w lipcu tego samego roku. Ni stąd, ni zowąd, Jacek Kurski pojawił się na konwencji PiS-u, nie jako bulterier, lecz raczej w roli Lassie, owczarka szkockiego. Za tę nielojalność wobec Zbigniewa Ziobry został ostatecznie wyrzucony z Solidarnej Polski, ale można przypuszczać, że mołojecka fantazja wiecznego enfant terrible rozbawiła prezesa Kaczyńskiego. Pogodził się on zapewne z faktem, że Jacek Kurski nie wchodzi w trwałe związki – działa na własny rachunek i zaspokaja własne ambicje. Wszystko mu jedno, byle był wokół niego szum. I często zapomina, że pycha zapowiada ruinę, albowiem kiedy bogowie chcą kogoś zgubić, na początek odbierają mu samokrytycyzm.

Wielomiesięczne przymilanie się byłego bulteriera, a obecnego „konsultanta” do przywództwa PiS-u odniosło skutek. Niedawne podziały straciły na znaczeniu, gdyż Solidarna Polska tak czy owak weszła w koalicję z PiS-em. W wyborach 2015 Jacek Kurski nie kandydował, formalnie pozostał bezpartyjny, ale dostał na pociechę wspaniałą zabawkę, coś akurat w jego guście: po dwóch miesiącach spędzonych w poczekalni (jako podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury) 8 stycznia 2016 objął prezesurę zarządu Telewizji Polskiej S.A., nazywanej odtąd przez lud TVPiS-em. Tej nazwy będziemy się trzymać, oddaje ona bowiem trafnie charakter nowego medium „narodowego”. 

Obecna szkodliwość: Aby ją ocenić, wystarczy włączyć na chwilę któryś z głównych kanałów telewizji publicznej. Niemal wszyscy odpowiedzialni za programy publicystyczne i informacyjne odeszli lub zostali zwolnieni, a tych, którzy pozostali, czekają następne etapy redukcji, w tym zwolnienia grupowe. Ale nic to: absolwenci Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu też gdzieś muszą pracować ku chwale ojczyzny i ojca Rydzyka. Cytując rzecznika klubu parlamentarnego PiS, Beatę Mazurek (która również doczeka się hasła w naszym „Atlasie”), narracja medialna, z którą nie zgadza się obóz PiS, przestała istnieć. Powiemy więcej: przestał istnieć standard telewizji publicznej. „Rzetelna informacja” stała się eufemistycznym synonimem propagandy partyjnej.

Kiedy ulicami centrum Warszawy przechodzi wielotysięczny marsz KOD-u, newsem dnia jest prezes Kaczyński wygłaszający monotonne kazania do internautów. Kiedy prezydent Obama mówi coś niewygodnego dla PiS-u podczas szczytu NATO, cenzuruje się Obamę (a nuż „ciemny lud to kupi”, a zagranica nie zauważy). Gdyby prezenterów wiadomości przebrać w wojskowe mundury, niezapomniany redaktor Tumanowicz popłakałby się z nostalgii za stanem wojennym: złudzenie byłoby pełne. Z lat PRL-u pochodzi też anachroniczna wiara, że kto ma media państwowe, ten ma prawdziwą władzę ­– tak jakby we współczesnym świecie brakowało alternatywnych źródeł informacji.

TVPiS 1 i TVPiS Dezinfo straciły wielu widzów, za co naburmuszony prezes Kurski wini nie swoją politykę, tylko dane telemetryczne Nielsena (firmy, która rozwinęła metody badania oglądalności w czasie, gdy powstawała telewizja). Rozumiemy, że kiedy Jacek Kurski przeziębi się i dostanie gorączki, winien będzie termometr, a kiedy przekroczy dozwoloną prędkość, policyjny radar zostanie ukarany mandatem.

Cytaty:
  • Z tym Wehrmachtem to lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi. [nieoficjalnie przed nagraniem w studiu w czasie kampanii prezydenckiej w październiku 2005, potwierdzone przez kilku świadków]
  • [Ziobro] dzisiaj przeżywa dramat, bo delfin okazał się leszczem, jeśli nie leszczykiem, który pozbawiony jest wizji, pomysłu, wyposażony w charyzmę trzęsącej się galarety. [reakcja na wyrzucenie z Solidarnej Polski]
  • Szanowni Państwo, w wielu krajach aplauz wyraża się poprzez gwizdy, dlatego witam również cudzoziemców w Opolu. [reakcja na wygwizdanie przez publiczność festiwalu opolskiego 6 czerwca 2016] 

Indeks

Aktualizacja nadzwyczajna (2 sierpnia 2016): Jak donosi prasa, Rada Mediów Narodowych odwołała Jacka Kurskiego ze stanowiska prezesa TVPiS. Stało się to zaledwie dwa dni po opublikowaniu powyższego hasła. Redakcja „Atlasu” niebawem wyda w tej sprawie specjalny komunikat.

Aktualizacja nadzwyczajna aktualizacji nadzwyczajnej (nadal 2 sierpnia 2016): RMN zebrała się ponownie, zmieniając własną decyzję: Jacek Kurski pozostanie prezesem do października, a może i dłużej (jeśli wygra konkurs na zajmowane obecnie stanowisko). W tej sytuacji wstrzymamy się z komunikatem specjalnym, natomiast będziemy czujnie śledzić dalsze lawirowanie Jacka Kurskiego i rejestrować wyrządzane przezeń szkody.

czwartek, 28 lipca 2016

Stanisław Piotrowicz

Klasyfikacja: Cyniczny arcyszkodnik konstytucyjny z rodziny lisów farbowanych.

Opis: Wygląd zwodniczo lichy i niepozorny. Cecha charakterystyczna: plamy na życiorysie.

Foto: Tomasz Gzell/PAP 

Pochodzenie i ewolucja: Gdy w roku 1978 dekada gierkowska chyliła się ku upadkowi, propaganda sukcesu była przedmiotem kpin, a posiadacze legitymacji partyjnych zaczynali myśleć o ich oddawaniu, młody prokurator Stanisław Piotrowicz dokonał wyboru odwrotnego: wstąpił do PZPR i wytrwał w partii do ostatka. W stanie wojennym sporządzał akty oskarżenia przeciwko działaczom podziemnej „Solidarności” na Podkarpaciu.

Kiedy ktoś wypomina mu przeszłość, Stanisław Piotrowicz zgrywa Wallenroda. Powołuje się na bliżej nie znane dowody, że w istocie nie szkodził, lecz pomagał opozycjonistom. Co więcej – sam narażał się na represje i wiele wycierpiał dla wolności, pozostając członkiem egzekutywy PZPR w prokuraturze wojewódzkiej (co przecież nie należało do przyjemności). Następnie bez zażenowania, z ogniem w oczach i z mitomańską wiarą we własną wersję historii przechodzi do kontrataku, podniesionym głosem przypisując obecnej opozycji rodowód komunistyczny.

W 2001, już w wolnej Polsce, prokurator Piotrowicz zasłynął brawurową obroną pewnego proboszcza oskarżonego o molestowanie seksualne nieletnich. Uzasadniając – jako szef prokuratury w Krośnie – umorzenie śledztwa, wyjaśniał, że całowanie dziewczynek w usta oraz obmacywanie ich piersi i narządów płciowych to dobroczynne zabiegi bioenergoterapeutyczne. Choć umorzenie odwlekło jedynie karę i proboszcz został w końcu prawomocnie skazany, był to początek widowiskowej przemiany prowincjonalnego prokuratora w gwiazdę mediów i polityka PiS-u. Zanim ksiądz pedofil odsiedział pierwszy rok, Stanisław Piotrowicz był już senatorem.

Odkąd związał się z PiS-em, wszystkie grzechy zostały mu wybaczone. Zawdzięcza to niemal fanatycznemu oddaniu, jakie okazuje prezesowi, oraz roli, jaką odegrał w komisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza. W 2013 ówczesny rzecznik PiS-u, wiecznie uśmiechnięty Andrzej Duda, mógł już pogodnie zapewnić opinię publiczną, że poseł Piotrowicz jest człowiekiem rzetelnym i uczciwym. Nie zgadzał się wówczas z Dudą ówczesny rzecznik Solidarnej Polski, Patryk Jaki, który zarzucał Piotrowiczowi fałszowanie swojego życiorysu. Dziś jednak Patryk Jaki osiągnął pełną symbiozę i zgodność poglądów zarówno z Andrzejem Dudą, jak i ze Stanisławem Piotrowiczem.

Obecna szkodliwość: Bezwzględny najemnik polityczny używany do brudnej roboty legislacyjnej. Świetnie zdaje sobie sprawę, że trudno jest łamać Konstytucję i forsować niezgodne z nią akty prawne, dopóki na straży praworządności i trójpodziału władz stoi Trybunał Konstytucyjny. Dlatego od początku obecnej kadencji Sejmu zaangażował się z zapałem w niszczenie tej instytucji, pilotując ustawy, których celem było sparaliżowanie Trybunału. Specjalista od cynicznego odwracania kota ogonem. Autor modnych zwrotów-wytrychów takich jak „brak mocy prawnej” (o legalnym wyborze trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego). Pomysłodawca zmiany wyników przegranego głosowania za pomocą „reasumpcji”. Na niezbyt subtelny żart zakrawa fakt, że poseł Piotrowicz kieruje w Sejmie Komisją Sprawiedliwości i Praw Człowieka.

Cytaty:
  • Daj ciumka, gilgotanie brodą... [interpretacja tego, co proboszcz z Tylawy robił dziewczynkom]
  • Demonstracje antyrządowe to łamanie ładu demokratycznego. [o reakcji społeczeństwa na łamanie ładu demokratycznego przez PiS]
  • W artykule 2 Konstytucji jest mowa o tym, że Polska Rzeczpospolita Ludowa... y... Polska Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. [pomyłka freudowska]
  • Pana głos i tak nic nie znaczy. [do posła opozycji podczas posiedzenia Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka]

Indeks

Marek Ast

Źródło: Wikipedia.
Autor: Adrian Grycuk.
Klasyfikacja: Szkodniczek obstrukcyjny z rodziny ciemięgowatych.
 
Opis: Wygląd spłoszony i zagubiony. Cecha charakterystyczna: w chwili zagrożenia potrafi udawać martwego lub ogłosić 5 minut przerwy.

Pochodzenie i ewolucja: Kariera polityczna Marka Asta pokazuje, że brak talentu można do pewnego stopnia skompensować wytrwałym, cichym uporem i zdolnościami przystosowawczymi. Dowodzi tego nienaganny szlak bojowy – z Porozumienia Centrum wprost do PiS-u; wieloletnie burmistrzowanie w Szlichtyngowej – najmniejszym mieście województwa lubuskiego; wreszcie przytulna nisza ekologiczna w Sejmie, zasiedlana przez Marka Asta już trzecią kadencję. Wydawałoby się, że sztukę wtapiania się w otoczenie poseł Ast opanował do perfekcji i że dożyje swoich dni w zaciszu sali sejmowej, przez nikogo nie niepokojony i nie niepokojąc innych interwencjami ani interpelacjami. Niestety zwycięstwo wyborcze PiS-u w roku 2015 wyrwało go ze stanu utajonej wegetacji i postawiło przed nim nowe zadania, z których próbował się wywiązać tak, jak potrafi, czyli brnąc od wpadki do wpadki.

W Sejmie VIII kadencji Marek Ast został przewodniczącym Komisji Ustawodawczej. Komisja ta zajmuje się między innymi sprawami związanymi z Trybunałem Konstytucyjnym. Z tego powodu 9 grudnia 2015 poseł Ast stanął przed Trybunałem, aby bronić stanowiska PiS-u w sprawie konstytucyjności zapisów nowelizacji ustawy o TK. Kompetencje prawnicze Asta zderzyły się z wiedzą sędziów niczym Titanic z górą lodową. Do historii przeszła reakcja na pytanie, skąd poseł Ast zaczerpnął informację, że kadencja prezesa TK trwa 9 lat. Po wymownie długiej chwili gorączkowego kartkowania dokumentów poseł zdołał jedynie wyjąkać: „Jeżeli pan sobie, eee... to znaczy Wysoki Trybunał, yyy... raczy mi ten przepis przypomnieć, to...” Tu zapadła cisza. „Dziękuję, panie pośle – odparł sędzia Tuleja. – Nie ma takiego przepisu.”

Wreszcie 21 grudnia Komisja Ustawodawcza przedświątecznym rzutem na taśmę rozpatrzyła poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o TK autorstwa PiS-u. O mały włos posiedzenie zakończyłoby się katastrofą. Przewodniczący Ast zagubił się kompletnie i poddał pod głosowanie wniosek opozycji o zawieszenie obrad aż do nowego roku w chwili, gdy PiS nie miał zapewnionej większości obecnych członków komisji. A było to tak:
Przewodniczący poseł Marek Ast (PiS): Kto jest za ogłoszeniem przerwy? (12) Kto jest przeciw? (11)
Głosy z sali: Brawo, jest przerwa! [do 7 stycznia 2016].
Przewodniczący poseł Marek Ast (PiS):  Ogłaszam 5 minut przerwy.

Bóg wie, jak tragicznie skończyłoby się to dla posła Asta, gdyby nie przytomność umysłu Stanisława Piotrowicza, który nadzorował poczynania roztrzęsionego kolegi i z zimną krwią przeforsował – wbrew wszelkim zasadom, pod wyssanym z palca pretekstem – reasumpcję nieudanego głosowania. Protesty opozycji nie zdały się na nic. Co prawda Marek Ast najadł się wstydu, jawnie łamiąc regulamin, a media odmieniały słowo „hucpa” przez różne przypadki, ale przecież lepsza chwila wstydu niż rózga od prezesa pod choinkę.

Obecna szkodliwość: Siłą Marka Asta jest jego nieporadność i dezorientacja. Dukając, nie kończąc zdań i patrząc w dal nieobecnym wzrokiem, rozbraja adwersarza, który nie ma sumienia kopać leżącego. Zarazem chaos, który powstaje tam, gdzie zjawia się poseł Ast, jest wygodną zasłoną dymną dla manewrów dywersyjnych. Wymaga to jednak obecności szczwanego lisa pilnującego, żeby Marek Ast znowu czegoś nie schrzanił. W tej roli, jak wspomniano powyżej, idealnie sprawdza się Stanisław Piotrowicz.

Cytaty:
  • Nic nie mogę, bo jestem w opozycji. [dyżurne wyjaśnienie niewielkiej aktywności w Sejmie przed rokiem 2015]
  • Nie zgadzam się z pańską interpretacją. Odbieram panu głos. [do posła Roberta Kropiwnickiego (PO), zwracającego uwagę, że posiedzenie Komisji Ustawodawczej 21 XII 2015 zostało zwołane z naruszeniem regulaminu Sejmu]
  • Yyy... [ulubiony zwrot Marka Asta, używany w funkcji spacji rozdzielającej wyrazy]

Indeks

Indeks

Wstęp

Ast, Marek
Kurski, Jacek
Piotrowicz, Stanisław
Szyszko, Jan

Wstęp

„Atlas szkodników Polski” ma zaszczyt zaprezentować encyklopedyczny przegląd polityków i osób publicznych odpowiedzialnych za niszczenie porządku demokratycznego i równowagi władz w Polsce. W chwili, gdy ukazuje się ten wstęp, Polska wkracza w dziewiąty miesiąc batalii o uratowanie Trybunału Konstytucyjnego, do której włączyła się już na serio Komisja Europejska. Z tego względu pierwsze opublikowane hasła poświęcone będą osobom odgrywającym szczególną rolę w grze, której celem jest osłabienie lub zawłaszczenie Trybunału. Nie spoczniemy jednak, dopóki nasz przegląd szkodników nie stanie się pełny i reprezentatywny.